Przychodzi baba do lekarza. A lekarza nie ma. I telefonu z przychodni, że go nie będzie, też nie było. A szkoda, bo by baba nie szła z kulawą nogą przez pół miasta. Będzie o tym, dlaczego „telefon z przychodni” nie dzwoni i jak bardzo paraliżuje to naszą pracę.

Dawno, dawno temu, w odległej i nieznanej krainie ktoś wymyślił współpracę. Pomysł był o tyle chybiony, że od tej pory wszyscy na całym świecie musieli na sobie polegać, ufać sobie, dawać słowo, obiecywać i mieć nadzieję, że razem można wszystko. Po wielu, wielu latach, ale też już dawno, dawno temu, wyszło na jaw, że ta współpraca to twardy orzech do zgryzienia. Okazała się ona właściwie sztuką i choć wszyscy chcieli tę sztukę opanować, to tylko nielicznym udało się zrobić tak, jak to pomysłodawcy mieli w zamyśle. Żeby dobrze współpracować, trzeba niestety być człowiekiem wytrwałym, zaangażowanym, godnym zaufania, solidnym, systematycznym, konsekwentnym, rzetelnym, sumiennym, uczciwym, dobrze zorganizowanym… To nie lada wyzwanie, więc dlaczego ktoś, na litość boską, wymyślił współpracę?!

W ZHP nieustannie musimy ze sobą kooperować. „Szara druhenka” z „szarym druhem”, zastępowy z drużynowym, drużynowy z namiestnikiem, namiestnik z komendantem hufca… Potem zaczynają się poważne schody, a gdzieś na końcu okazuje się, że właściwie to każdy współpracuje z każdym, a niektórzy to nawet wbrew swojej woli.

Więcej przeczytasz w artykule Marty Szewczuk (teraz Tittenbrun) w Internetowym Magazynie Wędrowniczym „Na Tropie”