Podharcmistrz Rafał Hojnor jest zwycięzcą plebiscytu instruktorskiego „Niezwyczajni 2018” w kategorii Efektywne zarządzanie.
phm. Marta Jeżak: Byłeś odpowiedzialny za logistykę programu na Zlocie ZHP Gdańsk 2018. Co było dla ciebie najtrudniejsze? Co stanowiło największe wyzwanie?
phm. Rafał Hojnor: Na pewno największym wyzwaniem – przynajmniej na początku – było wyobrażenie sobie o co chodzi i jakie są w stosunku do nas oczekiwania. Wywodzę się ze środowiska, które generalnie nie uczestniczyło w zlotach, więc ja sam nigdy nie brałem udziału w takim przedsięwzięciu. W związku z tym nie umiałem sobie wyobrazić na przykład jak rozdzielić logistykę i logistykę programu. I faktycznie, chyba do samego końca, największym problemem było jakieś takie określenie tego, co dokładnie mamy robić.
MJ: W twoim zgłoszeniu do plebiscytu podkreślano to, że budowałeś scenografię do programu kulinarnego MasterChef. Jak wspominasz to wydarzenie?
RF: To nie ja, znaczy nie sam (śmiech). Robiliśmy to wspólnie ekipą z naszego szczepu (Szczep ZHP „Unia” im. Władysława Jagiełły z Hufca ZHP Kraków-Nowa Huta – przyp. red.). Zaproponowano nam to, ponieważ jesteśmy środowiskiem, które jeździ na obozy do lasu, na obozy puszczańskie, a potrzebny był ktoś, kto potrafi zbudować działającą, sprawną kuchnię polową. Pomoc przy tworzeniu zaplecza do nagrania odcinka MasteChefa była fajną przygodą. Zresztą przy tej scenografii również namioty czy kanadyjki, które gdzieś tam były w tle, to nasz szczepowy sprzęt.
MJ: Musicie mieć dużo sprzętu…
RF: Tak, mamy sporo nowego sprzętu, o który bardzo dbamy. Jeśli chodzi o budowanie kuchni to nie różniło się to niczym od tego, co robimy co roku na obozie. Różnica była tylko taka, że ta kuchnia była potem w telewizji (śmiech). Zresztą podczas nagrania okazało się, że uczestnicy nie za bardzo umieli palić w takiej kuchni, więc pomagał im ówczesny komendant naszego szczepu phm. Michał Trestka. To było naprawdę fajne przeżycie.
MJ: Wspomniałeś o puszczaństwie. Dlaczego uważasz, że jest ono ważne w wychowaniu młodego człowieka?
RF: No cóż, to tu się kłania pewnie mój wiek, bo należę niewątpliwie do grona starszych instruktorów. Uważam, że puszczaństwo to są jakieś podstawy, na których potem można budować coś więcej, coś bardziej nowoczesnego czy zaawansowanego – nawet technologicznie. To daje pewne zrozumienie tego kim jesteśmy, jakie jest nasze miejsce w świecie, jak sobie w tym świecie poradzić i jakby można by było sobie radzić, gdyby nie te wszystkie dobra, które nas otaczają. Mam wrażenie, że puszczaństwo pozwala nam jeszcze bardziej docenić to co mamy. Jednocześnie uczy nas jak ze zrozumieniem i dozą ostrożności stosować zdobycze cywilizacji. Jak nie ulegać entuzjazmowi i przywiązaniu, że teraz to już tylko technologia i nic więcej. Bo przecież tak nie jest. Są jakieś podstawy, przez które każdy powinien przejść, jakieś etapy w rozwoju zuchów i harcerzy i niewątpliwie jedną z tych podstaw jest właśnie puszczańtwo. Żeby móc się dalej rozwijać na czymś trzeba budować.
MJ: Zwyciężyłeś w kategorii Efektywne zarządzanie. Kiedy zrodziła się w tobie taka pasja do zarządzania?
RF: Zarządzaniem zajmuję się zawodowo. Natomiast zawsze powtarzam, że byłem stosunkowo kiepskim drużynowym, a mam wrażenie, że nienajgorszym komendantem szczepu. I ta pasja do zarządzania zrodziła się chyba wtedy, gdy pełniłem tę funkcję. Komendant szczepu to taka osoba, która zarządza zespołem, komendą, musi radzić sobie z rożnymi sytuacjami, które się nieoczekiwanie pojawiają, po to, aby osiągnąć jakiś wspólny cel. Wydaje mi się, że przez te 9 lat pełnienia funkcji komendanta całkiem dobrze mi to wychodziło, skoro ten szczep nadal funkcjonuje.
MJ: No i skoro zostałeś niezwyczajnym…
RF: Niech będzie, że skoro zostałem niezwyczajnym. Aczkolwiek ja naprawdę nie widzę w tym nic niezwyczajnego. I nie ma w tym żadnej kokieterii z mojej strony. Tak jak powiedziałem – my po prostu robiliśmy swoje. Zgłosiliśmy się do pełnienia służby podczas Zlotu ZHP. Akurat tak się złożyło, że gro naszego zespołu logistyki programu to byli ludzie właśnie od nas ze szczepu, a my „mamy to w swoim DNA”, że jeżeli się zgłaszamy i czegoś się podejmujemy, to po prostu robimy. I co w tym niezwyczajnego?
MJ: Czy uważasz, że coś się zmieni w twoim życiu po niezwyczajnych?
RF: Trudno jest mi teraz powiedzieć czy coś się zmieni. Każde wyróżnienie czy podziękowanie traktuje jako olbrzymie zobowiązanie. Na pewno jest to też taki pozytywny kopniak, zastrzyk energii. Przecież każdy z nas w pewnym momencie opada trochę z sił, pojawiają się jakieś negatywne emocje, a takie wyróżnienie pomaga je przezwyciężyć i zyskać większego powera do dalszego działania.