Nie od dziś wiadomo, że człowiek na dłużej przyjmuje do siebie to, co intensywnie przeżywa. Rzeczy zwykłe zapamiętuje na jakiś czas, rzeczy niezwykłe zostają w jego pamięci na długie lata. Harcerz czy zuch nie tylko lepiej wczuwa się w zabawę, ale także silniej identyfikuje się ze swoją drużyną, gdy widzi, że łączą go z nią zwyczaje i obrzędy, których nie dzieli z kolegami z podwórka, klasy, czy nawet harcerzami z innej drużyny. Często instruktorzy utożsamiają obrzędowość z fabułą, czyli tym „w co się bawimy”, ale to daleko idące uproszczenie. Temat zabawy nie tworzy sam w sobie poczucia więzi i nie wpływa na głębokie przeżywanie. Warto potraktować obrzędowość zdecydowanie szerzej – to choćby nazwa i barwy drużyny, często półoficjalne zwyczaje zainicjowane przez samych harcerzy.

Dobrze wprowadzona i skonstruowana obrzędowość to narzędzie wychowawcze, którego wpływu na procesy zachodzące wśród naszych podopiecznych nie można nie doceniać. W tym tekście chcę jednak poruszyć kwestię obrzędowości w ujęciu innym, niż ta w gromadzie albo drużynie. Pochylę się nad obrzędowością żyjącą między instruktorami we wspólnocie namiestnictwa. Tylko skoro obrzędowość to narzędzie wychowawcze, to czy w ogóle uprawnione jest wykorzystywanie jej w pracy z dorosłymi ludźmi?

Warto zadać sobie pytanie – czemu obrzędowość namiestnictwa ma służyć i do kogo ma być skierowana. Dobre pytanie! Dobre, bo chociaż z pozoru odpowiedź na nie jest prosta, rzeczywistość jest inna. Spotkałam się w swojej pracy z namiestnictwem zuchowym posiadającym obrzędowość wiążącą wszystkie należące do niego gromady, której bezpośrednimi uczestnikami i odbiorcami były same zuchy. Co kraj to obyczaj i w niniejszym tekście do tej koncepcji nie chcę się szczegółowo odnosić. Rozumiem w tym miejscu obrzędowość namiestnictwa jako obrzędowość wspólnoty kadr gromad lub drużyn. Jej odbiorcami są ludzie dorośli lub wchodzący w dorosłość – instruktorzy i wędrownicy. O ile w drużynie obrzędowość służy zdecydowanie wychowaniu, to cele działania namiestnictwa, jak Polska długa i szeroka, są bardzo różne i to tym celom służą żyjące w nich obrzędowości.

Obrzędowość namiestnictwa może służyć wychowaniu. W wielu hufcach namiestnictwa przyjmują formę drużyn kadrowych i stawiają za cel przede wszystkim harcerski rozwój młodej kadry, która nie działa już w drużynach właściwego pionu metodycznego. Forma taka, de facto stanowiąca protezę w miejsce luki wspólnoty wędrowniczej hufca, nie jest rozwiązaniem wybitnym, ale w wielu małych hufcach jedynym możliwym do rzeczywistego zastosowania.

Obrzędowość może służyć budowaniu wspólnoty. Namiestnictwo, którego głównym celem jest wsparcie drużynowych i wytworzenie między nimi pola do współpracy, wymiany doświadczeń i braterskiej relacji, może wykorzystać ją, by skonsolidować grupę ludzi pochodzących z różnych często dalekich sobie środowisk (dalekich sobie także ideowo). Pod tym względem kluczowy będzie aspekt wytworzenia wspólnych zwyczajów i obrzędów, pozwalających się nawzajem identyfikować i odróżniać od innych grup.

Może też służyć celom dydaktycznym. Namiestnictwo wspiera drużynowych metodycznie, rozwija ich wiedzę i umiejętności. Dobrze zbudowana i prawidłowo prowadzona obrzędowość namiestnictwa dla drużynowych może stanowić wzór i inspirację gotową do przeniesienia do własnej jednostki. Nauka pośrednia, poprzez formę, pozwala w tym wypadku nie tylko intelektualnie zrozumieć, ale też na własne oczy przekonać się, jak powinna funkcjonować obrzędowość w drużynie.

To jakie mamy cele powinno determinować, jaka będzie nasza obrzędowość. Ta wybitnie dydaktyczna w namiestnictwie zuchowym może być doskonałą i wzorcową obrzędowością gromady zuchowej. Jednak jeśli namiestnictwo ma być przede wszystkim płaszczyzną harcerskiego rozwoju i wychowania kadry, to bez względu w jakiej metodyce działa kadra, obrzędowość powinna być dojrzała – wędrownicza.

W moim hufcu działają namiestnictwa wszystkich czterech metodyk, każde do pewnego stopnia wykształciło elementy obrzędowe wspierające budowanie ich wspólnoty. W prowadzonym przeze mnie namiestnictwie działały 22 gromady zuchowe. To sprawiało, że nasza wspólnota kadr gromad i zespołu namiestnictwa zrzeszała ponad 50 osób pochodzących z bardzo różnych od sobie środowisk, często nieznających się nawzajem. Jednocześnie w hufcu działało wiele aktywnych drużyn wędrowniczych, dlatego o rozwój harcerski przybocznych w wieku wędrowniczym nie musieliśmy się martwić. Najważniejsze było dla nas skonsolidowanie tej grupy, wytworzenie w niej więzi, która pozwoliłaby kadrze różnych gromad w udany sposób współpracować. Obrzędowość wymyślona została przez drużynowych, wspólnie stworzyli jej idee i elementy. Jednocześnie, trochę przy okazji, ale w sposób w pełni świadomy, nadali jej dość zuchową formę mogącą stanowić w przyszłości inspirację dla innych instruktorów. Namiestnictwo zbudowało swoją obrzędowość na kanwie książki Charlie i Fabryka Czekolady. Drużynowi zauważyli wychowawczą wartość historii, w której zaszczyt przejęcia fabryki spotkał chłopca najczystszego moralnie i ideowo. Uznali, że również namiestnictwo ma na celu wydobycie ich najlepszych cech, by mogli godnie prowadzić „swoje fabryki”. W każdym miesiącu namiestnictwo spotyka się na „kakałkach”, czyli spotkaniach warsztatowo-dyskusyjnych dla kadry zuchowej hufca. Mają one swoje tematy odpowiadające na potrzeby kształceniowe gromad w hufcu. Każda rozpoczyna się stałym elementem, którym jest wspólne picie tytułowego kakao. Jeśli nasze spotkanie odbywa się poza lokalem hufca czy harcówką, wówczas dzień zaczynamy od podzielenia się czekoladą. Namiestnictwo ma także swoje kubki, będące miłym integrującym gadżetem, a ich wygląd nawiązuje do fabuły Charliego. Raz w roku realizujemy też spotkania czysto integracyjne – nastawione na budowanie wspólnoty. W ubiegłym roku było ono zaplanowane w sposób powiązany z obrzędowością i zdecydowaliśmy się na wspólne wyjście kadry zuchowej do manufaktury słodyczy.

 

Trwałym elementem integrującym kadrę i budującym wspólnotę namiestnictwa jest od lat wspólne zaangażowanie w hufcowy festiwal piosenki. W części zuchowej festiwalu, dla zuchów z wszystkich gromad hufca, występuje razem kadra wszystkich gromad. Wspólne próby, przygotowanie do występu i występ jako grupa sprawiają, że uczestnicy chętnie utożsamiają się z namiestnictwem i czują się jego częścią. Kadra ma możliwość poznać lepiej zarówno siebie nawzajem, jak i z instruktorów działających w zespole namiestnictwa. Jest to moment, kiedy nie zajmujemy się warsztatami, sprawdzaniem planów itp. Ten czas jest dla nas. A przy dobrej zabawie, przygotowujemy coś interesującego dla naszych zuchów.

Pozostałe namiestnictwa także realizują cykliczne spotkania warsztatowe. Pierwszym z nich, było namiestnictwo harcerskie i starszoharcerskie przed podziałem na dwa odrębne zespoły. Spotkania te miały formę rozmów na tematy metodyczne przy herbacie i nazywane były „herbatkami”. Stąd trochę poprzez analogię pozostałe namiestnictwa „marki” swoich form nazwały, nawiązując do różnego rodzaju napojów. Nie ominęło to również ZKK, które przez krótki w prawdzie czas, organizowało dla wspólnoty kształceniowej hufca „kawki kształceniowe”. Między innymi te odrębne nazewnictwo pomogło zbudować w uczestnikach poczucie, że mają coś dla siebie, coś wyjątkowego i przeznaczonego dla danej grupy.

W innych namiestnictwach nie wykształciły się szczególnie bogate obrzędowości. Ich zespoły podejmowały takie próby i parokrotnie chciały zainicjować w swoim działaniu bardziej złożoną symbolikę, ale nie spotkały się one z aprobatą i uznaniem odbiorców. Jedno z namiestnictw próbowało dwukrotnie. Za pierwszym razem budowało w sposób półoficjalny nawiązania do Avengersów – stała za tym myśl, że każdy drużynowy ma swoją supermoc, a razem możemy uczyć się od siebie i wspólnie je rozwijać. Zabrakło jednak pomysłu, jak wprowadzić je w sposób naturalny, który nie wyda się wymuszony i sztuczny. W praktyce obrzędowość była do tego stopnia nieoficjalna, że szybko umarła. Za drugim razem oficjalnie wprowadzona została symbolika żywiołu – dość abstrakcyjnie nawiązująca zarówno do sił przyrody jak i bycia w swoim żywiole, żywiołowości – energii. W tym wypadku spotkał ją bardzo podobny los.

Tym, co w moim odczuciu zdecydowało o sukcesie i przyjęciu się obrzędowości namiestnictwa zuchowego, była jej znaczna oddolność. Współtworzenie jej przez drużynowych gromad sprawiło, że utożsamiali się z nią i jest to obrzędowość żywa. Czy ta obrzędowość jest doskonała, albo czy mogę polecić ją każdemu innemu namiestnictwu? Nie, bo wiem, że namiestnictw takich jak nasze nie ma wiele i to co było dostosowane do naszych potrzeb nie musi odpowiadać na potrzeby, które potrafią być zupełnie inne.

Przede wszystkim polecam pamiętać, że punktem wyjścia do doboru narzędzi zawsze powinien być cel naszej pracy. To dobry początek do wsparcia drużynowych, uszytego na miarę jego potrzeb.

autorka: phm. Diana Chmielewska