czyli o bliskości z przyrodą i tym, dlaczego warto, byśmy wychodzili z naszymi gromadami do lasu

 

#bądźbliżej cz. I

 

Memy o harcerzach, którzy ślubują jeść szyszki i załatwiać przysłowiową dwójeczkę w krzakach są dobrze znane nie tylko członkom naszej organizacji. Nie dziwią one, kiedy pomyśli się o stereotypie harcerza czy zucha – to ten, który w krótkich portkach biega po lesie, śpi w szałasie i pali ogniska (nad którym ewentualnie smaży pianki).
Wielu obrusza się za takie patrzenie na członków ruchu harcerskiego. Wielu krzyczy, że przecież harcerstwo jest nowoczesne, że mamy wyższe wartości, że robimy dobre rzeczy dla społeczeństw…
A ja zastanawiam się tu nie nad tym, czy to dobrze, że tak upraszcza się wizerunek harcerza i harcerstwa. Zastanawia mnie więcej, czy to dobrze, że ludzie kojarzą nas z lasem, z przyrodą – i czy zasłużenie.
Jednym z trendów, jakie obserwuje w programach środowisk, jest „powrót do korzeni harcerstwa”, wyjście na dwór (czy też na pole, jak kto woli ;)). Więcej kontaktu z przyrodą, nawet surviwalu i buschcraftu.
Z zuchami to trudno o spanie w szałasach, więc do tego nie namawiam (w sensie, można, śmiało – po prostu nie o surviwal mnie tutaj chodzi). No zawsze można chociaż wyjść z harcówki i zrobić zbiórkę w parku czy pobliskim lesie – ale, można sobie mówić, że szkoda zachodu i to nie takie łatwe, że nie każda gromada ma tak blisko do zieleni, albo to pogoda nie ta – w mojej Bydgoszczy np. wychodzi pomału słoneczko, ale wciąż chłód i chlapa straszna…
Umówmy się – jak się czegoś chce, to się to coś zrobi i tyle. Więc jeżeli ktoś chce wyjść z zuchami na świeże powietrze, to wyjdzie w każdej porze roku, tylko zadba o odpowiedni ubiór dzieci itd. Nie będziemy się rozwodzić nad tym, jak odpowiedzialnie zorganizować takie wyjście, bo to każdy rozsądny sobie sam wymyśli (ja tam w nas wierzę, że wszyscy zuchowcy mamy dość rozsądku).
Ja chcę się z Wami zastanowić nad tym, PO CO. Co to da, że nasi wychowankowie pobiegają sobie po lesie zamiast po sali gimnastycznej czy jakimkolwiek innym miejscu, po co się tym przejmować?

2 1

Drogie Druhny i drodzy Druhowie, serdecznie zapraszam Was na rozmyślania z serii „Bądź bliżej” – bliżej przyrody, swoich dzieci, ale i samego siebie oraz swoich potrzeb. A dla przybliżenia tematu, odwoływać się będę głównie do doniesień naukowych z zakresu medycyny oraz psychologii zdrowia i przyrody, opartych na japońskiej sztuce shirin-yoku, czyli kąpieli leśnych.
Kąpieli leśnych, czyli bycia w lesie, parku czy jakimkolwiek innym otoczeniu drzew z uważnością. Czyli: jak biegasz po lesie, słuchając muzyki na słuchawkach i nie zwracasz większej uwagi na otoczenie, to się nie kąpiesz leśnie, a jak sobie chodzisz albo siadasz i skupiasz się na tu i teraz i odczuwaniu tego różnymi zmysłami, po prostu tak niespiesznie sobie korzystasz z uroków lasu, to wtedy się kąpiesz leśnie.
No dobra, definicje i źródła mamy za sobą. Ale po co cała ta seria artykułów? Żeby pomyśleć, czemu harcerze wychodzą na dwór i co im to daje. Żeby zobaczyć, jak dużo Bóg czy świat czy przypadek powodujący wieli wybuch i powstania świata (czy w co kto wierzy najwięcej) nam dał – że wiele z tego, czego potrzeba nam do zdrowia i szczęścia, jest… w lesie. Dosłownie. Spróbujemy miłować przyrodę i starać się ją poznać.
Ale to w następnych odcinkach. To co, idziemy na dwór czy na pole przekonać się samemu o mocy przyrody, a później zabieramy zuchy na zbiórkę na zewnątrz?

pwd. Maja Rosińska