O godzinie 3 rano dnia 12 maja 1970 roku, dokładnie w 26. rocznicę rozpoczęcia bitwy o Monte Cassino, zmarł generał broni Władysław Anders. Z jego śmiercią zakończył się jeden z rozdziałów naszej polskiej historii wojennej.

Jako harcerze i harcerki pamiętamy o bohaterach, dzięki którym możemy żyć w wolnej Polsce. W 50. rocznicę śmierci gen. Władysława Andersa – dowódcy 2. Korpusu Polskiego – zachęcamy do zapoznania się ze wspominaniami dotyczącymi życia gen. Andersa.

Ojciec generała, z wykształcenia rolnik, administrował majątkiem Krośniewice. Tam też urodził się Władysław Anders. Skończył szkołę realną w Warszawie i zapisał się na politechnikę ryską. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej Anders został powołany do kawalerii rosyjskiej, skończył podchorążówkę rezerwy i otrzymał stopień oficerski. Podczas wojny wyróżnił się odwagą i umiejętnością dowodzenia w boju. Był kilkakrotnie ranny. Gdy tylko zaczął się tworzyć korpus polski gen. Dowbór-Muśnickiego, zameldował się tam, brał udział w formowaniu się Krechowieckiego Pułku Ułanów, był w nim dowódcą szwadronu, a później objął stanowisko szefa sztabu 1 dywizji strzelców.

Po powrocie do kraju i odzyskaniu przez Polskę niepodległości otrzymał przydział do sztabu gen. Dowbór-Muśnickiego w Poznaniu, tam sformował 15 Pułk Ułanów Poznańskich, z którym wyruszył na front polsko-bolszewicki. Po skończonej wojnie ppłk Anders został wysłany do Francji, skończył tam francuską Wyższą Szkołę Wojenną i po powrocie do Polski objął stanowisko szefa sztabu gen. Rozwadowskiego.

Wypadki majowe w 1926 roku były punktem zwrotnym w karierze młodego pułkownika dyplomowanego. Stanął po stronie rządu i prezydenta RP, w Belwederze objął kierowanie walką i następnie przeprowadził prezydenta Wojciechowskiego i towarzyszących mu dygnitarzy do Wilanowa.

Uprawiając od najmłodszych lat konną jazdę, gen. Anders wyrósł na świetnego kawalerzystę (…). Nasza ekipa olimpijska, której był kierownikiem podczas międzynarodowych zawodów jeździeckich w Nicei, odniosła nadzwyczajny sukces, zdobywając cztery pierwsze nagrody, a między nimi Puchar Narodów.

Podczas walk obronnych we wrześniu 1939 roku gen. Anders został ranny w krzyż odłamkiem bomby lotniczej, lecz nie opuścił frontu i po opatrzeniu rany przez lekarza w Płocku i po założeniu gipsowego bandaża dowodził dalej.

Od 10 września otrzymał nowe zadanie uderzenia na Mińsk Mazowiecki, zajęty już przez Niemców. Podczas największego natężenia walki nadszedł rozkaz naczelnego wodza nakazujący oderwanie się od nieprzyjaciela i skierowanie całej grupy do obszaru Parczewa, jako odwodu. Po długim i uciążliwym marszu zgrupowanie dotarło do nakazanego obszaru, ale nie zastało tam ani oddziałów polskich, ani rozkazów od naczelnego wodza o dalszych działaniach. Razem ze swoimi żołnierzami maszerował w kierunku granicy rumuńskiej. W czasie jednej z potyczek z Armią Czerwoną gen. Anders został dwukrotnie ranny i dostał się do niewoli sowieckiej.

Początkowo skierowano go do szpitala we Lwowie, a później trafił do więzienia, w którym spędził 22 miesiące. Śledztwo było połączone z okropnymi torturami. Generał odmroził sobie nos, uszy i policzki. Przeniesiono go później do więzienia na Łubiance w Moskwie. Jednak ten tak straszny pobyt w więzieniu sowieckim niewątpliwie uchronił go przed straszniejszym losem, jaki spotkał oficerów w Katyniu.

Twarda i wytrzymała natura dopomogła gen. Andersowi przetrwać wszystkie katusze i doczekać chwili, w której rozpoczęła się wojna niemiecko-sowiecka. Gen. Sikorski zawarł ze Związkiem Sowieckim umowę polityczną i wysłał gen. Andersa do Moskwy jako szefa polskiej misji wojskowej w ZSRR z zadaniem zawarcia umowy wojskowej. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmienił się los gen. Andersa, bo został mianowany dowódcą Armii Polskiej w ZSRR. Z więźnia stał się nagle honorowym sojusznikiem, z celi więziennej przeniósł się do czystego i wygodnego mieszkania.

Gen. Anders od samego początku zdołał uzyskać tak wielki autorytet wśród żołnierzy, ich zaufanie i przywiązanie, że każde, nawet najtrudniejsze zadanie stawało się możliwe do wykonania. Żołnierze znali jego świetną przeszłość bojową, wiedzieli, że tak jak i oni siedział w więzieniu, więc był dla nich nie tylko dowódcą, lecz również przyjacielem i opiekunem, któremu wierzyli, i za którym poszliby wszędzie.

Armia zorganizowana przez gen. Andersa była armią, która miała bronić interesów polskich. Gen. Anders doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ewakuacja jest jedyną drogą do uchronienia jego żołnierzy i ich rodzin przed zagładą i z całą świadomością wziął na siebie ciężar przeprowadzenia tej sprawy.

Z początkiem 1944 roku 2 Korpus, dobrze wyszkolony, uzbrojony i wyposażony, został przesunięty na front włoski. Po krótkim okresie drobnych utarczek na zimowej linii frontu stanęło przed gen. Andersem jedno z najtrudniejszych w dziejach wojny zadań: zdobycie klasztoru Monte Cassino i otaczających go gór.

Walka była nad wyraz ciężka, pozycje niemieckie zostały zdobyte, lecz nie można było ich utrzymać ze względu na niebywale silny ogień ukrytej wśród skał broni maszynowej i ciężkich moździerzy przeciwnika. Trzeba było się wycofać na pozycje wyjściowe. Po kilku dniach przerwy sprzymierzeni znowu wszczęli atak, który tym razem przełamał opór niemiecki i otworzył drogę na Rzym. Niemałą rolę w tym zwycięstwie odegrał fakt, że na ruinach klasztoru Monte Cassino wzniesiona została chorągiew polska, a nasze oddziały ruszyły dalej i zdobyły po dalszej krwawej walce następną twierdzę niemiecką – Piedimonte. Operacyjny talent gen. Andersa rozwinął się wspaniale i dalsze działania 2 Korpusu składały się z szeregu zwycięstw takich, jak pod Ankoną, na linii Gotów, pod Faenzą, aż do zdobycia Bolonii.

Materiały i wspomnienia zaczerpnięte są z „Teki drużynowego. Czerwone maki” oraz tekstu Z. Bohusz-Szyszko, Generał Anders, [w:] J. L. Englert, K. Barbarski, Generał Anders, Londyn 1989, s. 12–13.