Relacja z obozu 14. Wągrowieckiej Drużyny Wędrowniczej.

Czuwaj!

Mam 18 lat, jestem instruktorem ZHP, (prawie) dwuletnim drużynowym w stopniu przewodnika ( z otwartą próbą phm.). Na obóz wędrowny jechała tylko moja drużyna – 14 Wągrowiecka Drużyna Wędrownicza z Hufca Wągrowiec.
Tegoroczny obóz był drugim obozem wędrownym, który organizowałem. Zeszłoroczny był jednym wielkim niewypałem organizacyjnym, dlatego w tym roku postanowiłem się zrehabilitować.

zdj 2 01

Jeśli człowiek uczy się na błędach to można powiedzieć, że po zeszłym roku byliśmy mistrzami organizacji obozów wędrownych. W tym roku dopilnowałem, żeby podział obowiązków był lepszy i przypisane do nich osoby poradziły sobie z ich zadaniami dużo lepiej niż w zeszłym roku (choć i tak trzeba było troszkę interweniować). Ogólnie udało nam się ogarnąć wszystko co trzeba bez większych problemów.

Można powiedzieć, że obóz przygotowywaliśmy wszyscy wspólnie. Na zbiórce temu poświęconej wybraliśmy kilka propozycji regionów, w które warto pojechać, a następnie po kilku dniach na grupie na fb wybraliśmy w ankiecie Góry Sowie. Na następnej zbiórce zaplanowaliśmy projekt metodą WBS (Work Business Structure) i podzieliliśmy pomiędzy siebie poszczególne zadania tj. wyszukanie i rezerwacja miejsc noclegowych, wyszukanie atrakcji turystycznych, wytyczenie trasy, ogarnięcie połączeń transportu, stworzenie jadłospisu itd. Nad całym przedsięwzięciem czuwałem ja – drużynowy. Pilnowałem by zada nia były robione właściwie i na czas. Ponadto ogarniałem całą formalną stronę. Zadania każdy wybierał sobie sam, ale każdy musiał coś robić.
Nie istniał podział na grupy przygotowawcze – ludzie działali indywidualnie (poza programem, tam funkcjonował 2-osobowy zespół)

Założenia i cele obozu wyznaczał drużynowy wraz z swoją kadrą.

Planowanie obozu zaczynamy w lutym. W teorii każdy ma dużo czasu na przygotowanie swoich zadań – zazwyczaj jest to min. miesiąc. W praktyce każdy robił zadania dzień, ewentualnie dwa przed deadlinem. Na obozie wędrownym zawsze staramy się przeprowadzić jakieś zajęcia programowe (dotychczas był to LARP), a tak poza tym to stawiamy na trasę, zwiedzanie i ogniska obrzędowe. Uważam, że obóz naprawdę się udał. Pogoda nam w miarę dopisywała, nikt nie zaliczył poważnej kontuzji, pojechaliśmy w piękne miejsce i był ciekawy program. Oczywiście momentami było ciężko, zaliczyliśmy też kilka wpadek organizacyjnych, ale to tak naprawdę było niczym.

Na obozie byliśmy w 12 osobowym składzie (licząc kadrę) przez 8 dni (2-9.07.2017).

Pierwszego dnia dojechaliśmy pociągiem do Wałbrzycha, poszliśmy się zakwaterować, zrobiliśmy obiad i poszliśmy zwiedzać miasto. Wszyscy byli bardzo nakręceni i mieli bardzo dużo siły.

Drugiego dnia mieliśmy do przejścia bardzo hardcore’owy odcinek ok. 25 km z bardzo dużymi przewyższeniami. Oczywiście przeceniliśmy swoje siły. Jak by tego było mało po drodze nawigator się pomylił i nadłożyliśmy ok. 4 km drogi. Na trasie zwiedziliśmy jeszcze Zamek Grodno. Później musieliśmy skorzystać z podwózki busem ok. 9 km bo inaczej nie dotarlibyśmy na nocleg przed zmierzchem. Tego dnia wszystkim bardzo spadły morale, ale ciepły prysznic i piękne widoki w schronisku nieco uratowały sytuację.

Trzeciego dnia był na szczęście dzień luzu, ponieważ mieliśmy przed sobą wędrówkę po okolicy (20 km), ale bez plecaków. Zwiedzaliśmy Sztolnie Walimskie oraz Podziemne Miasto „Osówka”.

Niestety obiad nam się nieco przedłużył i wejście na Wielką Sowę musieliśmy przełożyć na dzień czwarty.

Na szczęście Wielka Sowa (nazwana przez uczestników Demonicznym Puchaczem xd) była nam w miarę po drodze, choć żeby na nią wejść musieliśmy odpuścić Kalenicę. Tego dnia było do przejścia jakieś 20 km, a poza Sową nie było jakiś szczególnie dotkliwych przewyższeń, więc zdj 2 03wszyscy daliśmy radę pomimo deszczu, który padał dość długo. Gdy doszliśmy do ośrodka, gdzie mieliśmy spać na polu namiotowym, pan właściciel stwierdził, że z racji na warunki pogodowe zakwateruje nas w pokoju. Dostaliśmy taką salę świetlicową z planszówkami, bilardem i ping-pongiem. Chyba nie muszę mówić jak to wpłynęło na morale.

Następnego dnia wyruszyliśmy wcześnie rano, by zdążyć na 12:00 do Srebrenej Góry, gdzie mieliśmy zwiedzać twierdzę. Udało się dojść na czas, ale przez ok. 3-4 h marszu nie zrobiliśmy ani jednej przerwy, gdyż nawigator znów nawalił i podobnie jak drugiego dnia – zrobiliśmy dodatkową 4 km pętlę. Na szczęście w Twierdzy mieliśmy bardzo ciekawego przewodnika, dzięki czemu wszystkim się bardzo podobało. Niestety na tym etapie obozu wszystkim już mocno dawały się we znaki różne kontuzje (odciski, problemy z kręgosłupem, barkami…), a do Ząbkowic Śląskich pozostawał jeszcze spory kawałek drogi. Dlatego demokratycznie podjęliśmy decyzję, by dostać się tam PKSem. Decyzja trochę „frajerska”, ale naprawdę niektórzy już źle się czuli, przez co mieliśmy słabe tempo marszu.

zdj 2 04

W Ząbkowicach zgodnie z planem miał być dzień stacjonarny. Rano po ogarnięciu się zaczęliśmy od LARPa, który moim zdaniem był dużym sukcesem programowców, i świetna fabuła wraz z humorystycznymi wątkami sprawiły, że ta ok. 3 godzinna rozgrywka była jednym z lepszych momentów obozu. Było naprawdę super! Później poszliśmy zwiedzać miasto, w tym celu podzieliliśmy się na dwie grupy, które miały zobaczyć jak najwięcej zabytków i ciekawych miejsc, a następnie stworzyć pytania na temat miasta i zadać je grupie przeciwnej. Tak się złożyło, że w dniu, kiedy byliśmy w Ząbkowicach, akurat były dni tego miasta, a co za tym idzie dużo towarzyszących temu imprez kulturalnych. My poszliśmy na nocne zwiedzanie zamku oraz koncert Elektrycznych Gitar. Bawiliśmy się świetnie! I z niechęcią wracaliśmy do ośrodka, gdzie spaliśmy, gdyż najchętniej bawilibyśmy się do rana.

Niestety kolejnego dnia trzeba było wyruszyć w kolejny marsz, gdyż przed nami był jeden z dłuższych odcinków do przejścia. Ząbkowice – Kłodzko. Jak łatwo się domyślić, kontuzje nie pozwoliły nam na pokonanie tego odcinka w pełni piechotą. Doszliśmy do Barda (które było w ok. połowie trasy) i stamtąd do Kłodzka udaliśmy się pociągiem.
W Kłodzku poza dostępną dla turystów Twierdzą Kłodzko, zwiedzaliśmy też Fort Owcza Góra, który nie jest udostępniony do zwiedzania. Tak też zakończył się nasz obóz – następnego dnia zdj 2 05wracaliśmy już pociągami do Wągrowca.

Najbardziej nawaliła trasa. Okazało się, że przeceniliśmy swoje możliwości z plecakami z pełnym ekwipunkiem w górach i codziennie bardzo się męczyliśmy. Niekiedy byliśmy zmuszeni korzystać z PKSów, żeby dotrzeć na miejsce noclegu o normalnej porze. Poza tym resztę „elementów” tworzących obóz uważam za sukces i szczerze mówiąc jestem z niego zadowolony.

Informacje techniczne

Koszt: 350 zł / uczestnik (+ dofinansowanie z Szczepu w postaci 700zł) = łączny budżet 4630 zł
Sprzęt: Namioty turystyczne (3x 4 os.) oraz 2 palniki turystyczne Campingaz wraz z zapasem butli.

Kontakt: pwd. Hubert Jezierski https://www.facebook.com/hubert.j.k.jezierski