Ni to kobiety, ni mężczyźni. Delikatne rysy twarzy, bez zarostu, subtelne gesty, łagodne spojrzenie. To cechy aniołów, bytów duchowych, które są pozbawione seksualności, wulgarności, płci. Czasami myślę, że znaczna część instruktorów naszej organizacji tak właśnie chciałaby widzieć wychowanków.

Wielokrotnie słyszałam pytania: „Po co to robisz?”, „Dlaczego otwarcie prowokujesz te tematy?”. Jedyne co mi przychodzi wtedy do głowy, to odpowiedź: „A jak myślisz?” Wiem, że niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie, ale denerwuje mnie bezrefleksyjność ludzka. Odpowiedź jest oczywista. Chcę przestać udawać, że w harcerstwie seksualność nie istnieje. Chcę zmusić ludzi do nauczenia się, że trzeba rozmawiać również na tematy tabu.  Nie zachowujmy się jak niektórzy rodzice i ich dzieci, gdzie obie strony próbują udawać, że intymność płciowa nie dotyczy tych drugich.

Gdy wędrownicy widują się na wspólnych przedsięwzięciach, dzielą ze sobą pasje, to oczywiste staje się budowanie między nimi poczucia bliskości. Ale nie tylko bliskości intelektualnej, społecznej, również bliskości fizycznej i emocjonalnej. Nie tylko pokonywanie swoich słabości, praca nad sobą i grupa nas zbliżają. Łączą nas przyjaźnie, fascynacje, a z czasem i coś więcej. To oczywista oczywistość, że spędzając ze sobą mnóstwo czasu, zbliżamy się do siebie. Gdy 15/16-latkowie zaczynają się ze sobą spotykać, nikt na pierwszy rzut oka nie widzi w tym nic złego. To najzwyklejsze nastoletnie miłości. Kłopoty zaczynają się, gdy młodzi wymykają się na nocne spacery na obozie albo rozładowują napięcie podczas gier typu „Gwałt”. Kadra instruktorska często udaje, że tego nie widzi. Dlaczego? Bo wygodniej jest udawać, że seksualność nie dotyczy harcerzy.

Więcej przeczytasz w artykule Ewy Sidor w Internetowym Magazynie Wędrowniczym „Na Tropie”.